O tym, że Mistrz to ktoś, kto potrafi cię dotknąć, żebyś sam coś znalazł, o tym, że patrzenie może być sposobem doświadczania świata, o fascynacji kamerą i o tym, że przy każdym filmie czuje jakby to był jej pierwszy film z Jolantą Dylewską rozmawia Łukasz Czapski.
W jednej z naszych rozmów, powiedziała Pani, że wolałaby Pani nie być nazywana „Mistrzem” ponieważ spotkała Pani na swojej drodze prawdziwych Mistrzów. Kim byli Ci Mistrzowie i jakie znaczenie mają takie spotkania?
Myślę, że każdy z nas spotyka na swojej drodze, w różnych momentach swojego życia Mistrza. Czasami są to żywe osoby, a czasami ktoś, kto już od dawna nie żyje. Jest nieobecny tylko w płaszczyźnie fizycznej, ale jest ciągle bardzo aktywny energetycznie w płaszczyźnie duchowej, intelektualnej. To jest trochę oczywiste co mówię. Zajmuję się filmem, więc może powiem o wielkim polskim operatorze, Jerzym Wójciku. To jest mój mistrz, którego spotkałam w swoich szkolnych latach, w Szkole Filmowej w Łodzi. Był taki moment, gdy studiując sztukę operatorską byłam trochę rozczarowana. Przyszłam do szkoły jako człowiek, który od 12 roku życia chciał się zajmować filmem. Film był moją wielka pasją. I potem nagle w Szkole Filmowej nie czułam się spełniona. Takim filmowym oświeceniem było dla mnie spotkanie z Jerzym Wójcikiem. Do dzisiaj mam z nim bardzo mocny kontakt. To nie znaczy, że się ciągle spotykamy. Ale kiedykolwiek mam jakiś problem filmowy, z którym nie jestem w stanie sobie poradzić, dzwonię do niego albo spotykam się z nim, proszę o radę i zawsze ją dostaję.
W jaki sposób działa taka relacja?
Na przykład gdy robiłam zdjęcia do filmu Agnieszki Holland „W ciemności”. Przygotowywałam się do zdjęć, a okres przygotowawczy przed planem jest bardzo ważny. Wszystko czym się naładujemy, co przez siebie przepuścimy, staje się potem bardzo ważne w trakcie zdjęć. W filmie jest taka scena, kiedy w kanałach, w ukryciu, młoda Żydówka rodzi dziecko. Rodzi to dziecko nie do życia, ale do śmierci. Zawsze kiedy robię zdjęcia filmowe, ważne jest dla mnie, żeby te zdjęcia "współopowiadały" historię. Poprzez sposób oświetlania, dobór obiektywów, kadrowanie, razem z reżyserem szukam zawsze najlepszego sposobu narracji wizualnej. Tutaj też szukałam w jaki sposób przez kompozycję, uczynić te narodziny śmiercią. Nie mogłam tego kompletnie znaleźć. Jerzy Wójcik, jak to prawdziwy Mistrz, wysłuchał mnie, uśmiechnął się i powiedział: „Przecież to śmierć się wyraża przez kompozycję, a narodziny tylko przez światło”. I wszystko dla mnie stało się jasne. Od razu poczułam jak to zrobić. Mistrz jest kimś takim, kto potrafi cię dotknąć, byś sam coś znalazł. I to jest ogromnie ważne, żeby nie podawać rozwiązań tylko wskazywać kierunek.
A oprócz Jerzego Wójcika, ktoś jeszcze?
Drugim takim Mistrzem, który od lat jest przy mnie, a tak naprawdę od dawna go już z nami nie ma, jest rabin Nachman z Bracławia – duchowy przywódca chasydów, cadyk. Jego słowa towarzyszą mi bardzo mocno w życiu. Chociażby: „Bóg prowadzi z człowiekiem nieustannie dialog przez drzewa, kamienie, źdźbła traw i przypadkowo spotkanych ludzi”. Ja jestem człowiekiem filmu. Kiedy wykonuje się jakiś zawód przez tyle lat to on wpływa znacząco na nasz odbiór świata. Dla mnie najistotniejsze jest patrzenie. Patrzenie po to, żeby zobaczyć jest ogromnie ważne. To jest sposób doświadczania świata, który dla mnie jest bliski temu, co napisał Nachman z Bracławia.
Powiedziała Pani, że już mając 12 lat wiedziała Pani, że chce się zając filmem. Skąd ta pewność? Od czego się zaczęło? Dlaczego akurat zawód operatora?
Mając 12 lat nie wiedziałam jeszcze, że chcę być operatorem, ale faktycznie wiedziałam, że chcę się zajmować filmem. Żadne inne medium nie przemawiało do mnie aż tak mocno. Byłam bardzo nieśmiałym dzieckiem. Zawsze nosiłam w sobie bardzo dużo pytań i do tego stopnia się wstydziłam, że nie byłam w stanie zadawać tych pytań. I nagle okazało się, że film, o wiele mocniej niż literatura – chociaż bardzo dużo czytałam – jest w stanie odpowiadać mi na wiele ważnych pytań. Najważniejsze były dla mnie wtedy te pytania emocjonalne, których często nie można wyrazić słowami. Poczułam, że chcę się z ludźmi, ze światem kontaktować właśnie przez film.
A skąd pomysł, żeby zostać operatorką?
Zawsze ogromnie mnie fascynowała i nadal fascynuje kamera. Ten moment, kiedy to co widzialne, cała przestrzeń profilmowa, która znajduje się przed obiektywem ulega pewnemu zapisaniu, przeniesieniu, pewnej transformacji, transcendencji.
Robi Pani uznane filmy dokumentalne. Skąd wzięła się u Pani potrzeba opowiadania dokumentalnego, bliskiego rzeczywistości?
Nie nazwałabym siebie dokumentalistką – to za duże słowo. To jest zawsze tak, że po prostu przychodzi do mnie jakiś temat. Przychodzi trochę jak człowiek, bo zawsze robię filmy o ludziach, którzy żyją lub żyli naprawdę. Więc przychodzi jak człowiek i żyje obok mnie w moim domu, jeździ ze mną pociągami etc.,i nie opuszcza mnie dopóki filmu nie ukończę.
Być może dzieje się tak, bo film jest Pani prawdziwą pasją?
Mogę tak powiedzieć. Zaczynając swój kolejny film zawsze czuję się jakbym robiła pierwszy film w życiu. Gdzieś ulatują nagle moje wcześniejsze doświadczenia. Może dlatego tak ogromnie lubię robić filmy. Za każdym razem czuję się jakbym zaczynała dopiero przygodę z tym zawodem.
Dużo Pani mówi o sile obrazów, często pracuje z archiwaliami. Czy to od obrazu wszystko się zaczyna?
Filmy, które robię jako reżyser zawsze dotyczą tego, co już było. Uważam, że to co kręcimy może w pewien sposób ocalać przed zniszczeniem czy też niepamięcią jakieś fragmenty świata, jakichś ludzi. Obiektyw ma w moim odczuciu niezwykłą siłę, bo jest w stanie przenosić nie tylko prawdę widzialną, ale także energię emocjonalną filmowanych ludzi. Dlatego studiując sztukę operatorską, chciałam przede wszystkim jak najlepiej poznać kamerę i sztukę pracy z nią, by móc zbliżyć się jak najlepiej do tego, co jest istotą, sercem filmu.
Z kim chciałaby się Pani spotkać w tym projekcie? Kogo Pani zaprasza do spotkania ze sobą?
Nie mam żadnego konkretnego wyobrażenia tego spotkania. Chciałabym żeby było to spotkanie dwojga ludzi, którzy nawzajem mogą się czymś obdarzyć.